Do Kudowy Zdroju podejście drugie

Zerkając na swoje notatki trochę byłem na siebie zły. Wczoraj zgodnie z pierwotnymi założeniami mozna było jechać na Międzylesie. A tak można powiedzieć, że jeden etap pozostanie niezrealizowany. Z drugiej strony nie było pewności jaka pogoda będzie dziś. Ta z samego rana zapowiadała się nieźle o czym świadczyło czyste niebo. Postanowiłem, że bez względu na pogodę to dziś muszę dotrzeć do Kudowy Zdroju. Wiedziałem, że po początkowym zjeździe do Polanicy Zdrój czeka mnie kilkanaście kilometrów praktycznie ciągłego podjazdu. Może niezbyt trudnego, ale jednak z małymi wyjątkami w górkę. Jadąc zastanawiałem się jak będzie wyglądała droga na Jeleniów. Oczywiście przywitała mnie dość długim i wymagającym podjazdem pod Kulin. W sumie tych podjazdów to uzbierało by się ze dwadzieścia kilometrów. Przy zjeździe za Kulinem poszaleć zbytnio nie można było gdyż droga mocno dziurawa. Zbliżając się do Kudowy Zdroju wiedziałem, że trzeba będzie odbić w prawo przed Jeleniowem. I faktycznie pokazała się jakaś tabliczka ze wskazaniem szlaku rowerowego. Zgodnie ze wskazówką pojechałem i jadąc jedną z bocznych uliczek dotarłem do Parku Zdrojowego. Pokręciłem się nieco po nim, odwiedzając choćby ławeczkę ogrodnika. Z pewnością jedną z ciekawostek parku zdrojowego są wszechobecne palmy. 


W jednym ze sklepików pełniących również funkcję kantoru wymieniam nieco złotówek na korony. Wszak przede mną najważniejsza część dzisiejszego dnia a mianowicie wizyta po czeskiej stronie. Jednak nie w Nachodzie a położonej tuż przy głównej ulicy Malej Cermnej. Kto tam był to wie, że znajduje się tam rodzaj sklepiku połączonego z knajpą. Oczywiście chodzi o legendarny Bar u Olda. Kiedy do niego dotarłem było jeszcze zamknięte. Ucinam sobie krótką pogawędkę z panami, które również oczekiwały na otwarcie. Tak sobie pomyślałem, że pojadę do Kaplicy Czaszek i w drodze powrotnej u Olda pewnie będzie już otwarte. Do wspomnianej kaplicy był może z kilometr. Miejsce z pewnością warte odwiedzenia, które zmusza do głębokiej refleksji. Kusiło mnie, żeby jeszcze podjechać do skansenu w Pstrążnej. Finalnie jednak odpuściłem. Może kiedyś nadarzy się okazja, by wrócić w te rejony. W drodze powrotnej u Olda było już otwarte. Robię małe zakupy. Do kofoli chcę zamówić smażony ser. Ale nic z tego. Wczoraj lud wyjadł cały zapas. Chcąc nie chcąc muszę się zadowolić langoszem, który raczej kojarzony jest z kuchnią węgierską. 
Najedzony ruszam w drogę powrotną. Wiem, że czeka mnie w zasadzie jedynie wspinaczka pod Kulin, gdzie jest ciekawy tunel kolejowy. Trzeba przyznać, że sprawnie pokonałem ten bądź co bądź wymagający odcinek. Przy skręcie na Złotno zdaje sobie sprawę, że poza niewielkimi już podjazdami będzie z górki. Nic więc dziwnego, że sprawnie i dość szybko znalazłem się w Polanicy Zdrój. W parku zdrojowym zamawiam kawę i lody. W jednym z lokali przy deptaku jem obiad. Po nim czeka mnie jeszcze trzy kilometry podjazdu do Starkówka. 

Komentarze