Czyste niebo zwiastowało bardzo dobre warunki pogodowe. Można było więc śmiało ruszyć na objazd Jeziora Solińskiego.
Podobnie jak wczoraj pojechałem do Leska. Zresztą inne opcji nie ma. Tam na krótko się zatrzymałem aby zobaczyć zamek Kmitów, który obecnie jest pensjonatem. Wstąpiłem również do punktu Informacji Turystycznej gdzie dostałem fajny przewodnik po Przemyślu, który przyda mi się w sobotę a także kartkę z atrakcjami Małej Obwodnicy Bieszczadzkiej.
Śmignąłem do miejscowości Uherce Mineralne, skąd skierowałem się na Polańczyk. Tam zaczęła się właściwa część mojej wyprawy. W miejscowości Bóbrka zrobiłem drobne zakupy przy okazji kosztując napoju cytrynowego Celestynka. Im bliżej było Soliny tym podjazdów i zjazdów było coraz więcej. W końcu udało mi się dotrzeć w okolice zapory. Zostawiłem Gwidona na parkingu niestrzeżonym a pan, który tam siedział i tak kazał mi zapłacić. Nic. Dałem 5 złotych i poszedłem nad zaporę. Od razu zderzyłem się z tłumem, który sunął w jedna bądź drugą stronę. Aż strach pomyśleć, że byłem częścią rządnej pięknych widoków gawiedzi.
Widoki z zapory nad Soliną rzeczywiście cudowne.
Spaceruję sobie dłuższą chwilę. Ale zaraz pojawia się myśl. Uciekać z tą jak najszybciej. Przeszkadza mi tłum. Nie można w spokoju podziwiać piękna Jeziora Solińskiego. Wracam więc odbieram Gwidona i ruszam w kierunku Polańczyka. Co by nie mówić w Solinie to nawet za dopłatą nie chciałbym spędzić wolnego czasu. Droga do Polańczyka nie jest łatwa. Raz mocny podjazd, a raz ostry zjazd w dół. Kiedy zobaczyłem mrowie ludu idącego w kierunku Uzdrowiska Polańczyk miałem myśl tylko jedną. Nie ma sensu się zatrzymywać. Trzeba jechać dalej. Droga jest bardzo wymagająca. Można wręcz powiedzieć, że nauczyłem się szanować każdy metr zjazdu. I tak raz pod górę a raz w dół Wołkowyję, Rajskie. W miejscowości Polana zatrzymałem się w miejscowym spożywczaku aby uzupełnić płyny. To była dobra decyzja, bo zaraz rozpoczął się liczący 5,5 km podjazd. Momentami było bardzo ciężko, ale powoli udało mi się wspiąć na najwyższy punkt. Potem już tylko zjazd do Czarnej Górnej. Tam za dosłownie ostatnie pieniądze kupię wieloowocową Celestynkę. W portfelu zostają mi dosłownie 2 grosze. Na szczęście po drugiej stronie ulicy jest bankomat. W Bieszczadach to rzadkość.
Droga do Ustrzyk Dolnych w większej części jest w dół. Można więc zaoszczędzić nieco sił. W Ustrzykach Dolnych zatrzymuję się na mega zapiekankę. Trasa na tym odcinku nie należy do trudnych. Jedynie przed Uhercami Mineralnymi są spore podjazdy. Docieram do Leska, gdzie robię zakupy w Biedronce. Jeszcze tylko 7 km i jestem w Bezmiechowej Górnej.
Lekko nie było, ale 118 km wokół Jeziora Solińskiego przejechane.
Ach Zielone wzgórza nad Soliną :) Uśmiechnij się,na pewno tu,wrócisz nie jeden raz: https://www.youtube.com/watch?v=bo4M0j3WrrI
OdpowiedzUsuńMiejsce faktycznie jest piękne. Następnym razem muszę po prostu inną porę roku wybrać :)
OdpowiedzUsuńNie jest tak źle z tymi tłumami. Musiałeś tak trafić. Dla mnie taka jazda to wyczyn sportowy!
OdpowiedzUsuń