Przyszedł czas realizacji kolejnej wyprawy wpisanej do list priorytetów na bieżący rok. Tym razem wybrałem się na Dolny Śląsk. Konkretnie w okolice Polanicy Zdrój. Zanim tam dojechałem to pociągami trzeba było dostać się najpierw do Wrocławia a potem do Kamieńca Ząbkowickiego. I od tej drugiej miejscowości rozpocząłem jazdę rowerkiem. Na wstępie podjechałem do pałacu księżnej Marianny Orańskiej. Pani w kasie biletowej powiedziała mi, że rowerem nie mogę iść w okolice pałacu bo tam nie ma go gdzie zostawić. Jak to ja nie mogę? Oczywiście, że poszedłem. I okazało się, że zostałem wprowadzony w błąd, czego nie omieszkałem powiedzieć pracownikom pałacu. Parę minut poczekałem i niestety z bardzo liczą grupą, czego jak wiadomo nie lubię ruszyłem na zwiedzanie. Sam pałac co by nie mówić jest imponujących rozmiarów. Niestety powojenny los nie był dla niego łaskaw. Zaraz po wojnie część wyposażenia rozgrabiła i spaliła armia radziecka, część zaś wyniosła okoliczna ludność. Swoje dołożyła również władza ludowa wywożąc cenny budulec do odbudowy Warszawy. Nie mniej jednak coś tam zostało. Mało tego cały czas trwają prace związane z odbudową. Pierwsze efekty w postaci kilku komnat czy ogrodu, fontann już są.
Tak czy inaczej warto wydać 40 złotych na zwiedzanie, której mniej więcej zajmuje półtorej godziny. Można jeszcze pochodzić po ogrodach, ale na to niestety czasu nie miałem. Trzeba było bowiem ruszać w kierunku miejscowości Bardo. Samo miasteczko może i niewielkie ale zawitać tam warto. Po małym rekonesansie boczną drogą, co ważne praktycznie pustą ruszam nieco na około w kierunku Kłodzka. Jadąc na Wojbórz miałem jeden długi, ale niezbyt wyczerpujący podjazd. Po dotarciu do Wojborza skręcam na Kłodzko. Trzeba przyznać, że dość sprawnie dojechałem do centrum. Dziś na zwiedzanie to niestety czasu nie mam. Zatrzymuje się jedynie na obiad. Czas mam niezły. Nie spiesząc się zbytnio bocznymi drogami jadę na obrzeża Polanicy Zdrój, gdzie będę stacjonował.
Komentarze
Prześlij komentarz