To czego nie udało mi się zwiedzić wczoraj, wplotłem w etap dzisiejszy. Z uwagi na fakt, że w plan zakładał etap powyżej stu kilometrów trzeba było ruszyć tradycyjnie w okolicach siódmej rano. Początkowo jechałem znanym mi szlakiem na Kłodzko. Było wcześnie rano więc ruch był jeszcze znikomy. Z Kłodzka idąc za radą jednego ze sprzedawców z Przyłęku jadę na Dzbanów. Wiedziałem, że będzie wspinaczka pod Przełęcz Łaszczowa. Muszę jednak przyznać, że była dużo łatwiejsza od tej, z którą zmagałem się wczoraj. Paradoksalnie dużo trudniejszy był zjazd. Droga miała tyle dziur co najlepszy ser szwajcarski. Stąd trzeba było bardzo uważać. Jadąc w kierunku Dzbanowa wiedziałem, że w drodze powrotnej tędy jechał nie będę. Dopiero za Laskówką pojawił się normalny asfalt. Wyjeżdżając na główną drogę kieruję się na Ożary, by na następnie odbić na Mąkolno. Tam byłem skazany na jakąś pseudo polną drogę, którą musiałem pokonać. Alternatywą była jazda krajówką. Jazda tą niby polna drogą była koszmarna. Po dojechaniu do Złotego Stoku nie omieszkałem powiedzieć parę słów na jej temat w informacji turystycznej. Nie marnuję jednak czasu i ruszam w kierunku kopalni. Mam trochę szczęścia, gdyż zwiedzanie kopalni zaczyna się za niecałe dziesięć minut. Wybieram krótszą trasę, która kosztuje mnie 48 złotych. Muszę zaznaczyć, że można wybrać trasę dłuższą z przejażdżką łodziami. Jest też opcja wejścia do średniowiecznej osady. Może kiedyś będę miał jeszcze okazję tam wrócić bo z pewnością warto. Samo zwiedzanie składa się z dwóch części. W pierwszej zwiedza się miejsce, z którego transportowano urobek. Następnie przechodzi się do drugiej części kopalni gdzie odbywało się już prawdziwe wydobycie. Jedną z ciekawostek kopalni jest wodospad. A atrakcją jest powrót wagonikami. na koniec można jeszcze zobaczyć jak wybijano monety.
Czas mam bardzo dobry, więc powoli ruszam w kierunku Paczkowa. Najkrótsza opcja prowadzi przez czeską miejscowość Bila Voda. Stąd wyszedł mi etap międzynarodowy. Szybko jednak znalazłem się ponownie w Polsce. Jeszcze tylko małe zakupy i powoli dojeżdżam do Paczkowa. Biorąc pod uwagę fakt, że muszę jeszcze wrócić nie zwiedzam dwóch muzeów, które być może nawiedzę innym razem. Skupiam się jedynie na okolicach rynku. Trochę ciężko było mi znaleźć informację turystyczną. Kiedy już ją znalazłem to okazało się, że przeniesiono ją do ratusza to oznaczeń nie zmieniono bo niby po co.
Wracając do rynku nie omieszkałem wejść do urzędu i wyrazić swoje niezadowolenie. Zaoferowałem nawet pokrycie z własnych środków właściwego oznaczenia. Wracając do samego rynku. Nie wiem ile z osób wie, że okalające go mury wraz z bramami są wpisane na listę Pomników Historii Polski. Mają więc rangę cennego zabytku. Warto chwilę poświęcić aby dotrzeć do wszystkich bram.
Wracając przy wyjeździe z Paczkowa zatrzymuje się na pierogi bo w rynku to w sumie same kebaby były. Po odpoczynku ruszam w drogę powrotną. Jadę średni tempem. W Dzbanach nie skręcam na Laskówkę tylko jadę prosto do Przyłęku. Tam zatrzymuje się w sklepie, gdzie chwilę rozmawiam z sympatycznym sklepikarzem. Wiem, że dołożę nieco kilometrów, ale trasę już znam. Jechałem nią we wtorek. Śmigam najpierw na Bardo, potem boczną drogą na Wojbórz, gdzie mam trochę podjazdu, ale łagodnego. A dalej w kierunku Kłodzka. Po dotarciu na rynek mam sto kilometrów na liczniku. Trzeba było więc zatrzymać się na lody i kawę. A potem ruszyć utartym już szlakiem przez Stary Wielisław do Starkówka. Po drodze zatrzymuje się jeszcze na małe zakupy.
Komentarze
Prześlij komentarz