Wietrzny trip na zamek w Golubiu Dobrzyniu

Półtora miesiąca przerwy w jeździe rowerem. Brzmi to mało realnie, a jednak. Fatalny pod względem pogody maj. Sporo obowiązków zawodowych w czerwcu sprawiło, że dopiero udało mi się wyruszyć w trasę. Trzeba przyznać, że spakowałem się na ten wyjazd jak ostatni gamoń. Zapomniałem spakować mapy, ładowarki do aparatu i książeczek turystycznych. Jakby to powiedzieli moi uczniowie - życie. Trzeba sobie radzić bez tego. W pewien sposób zostałem skazany a nowoczesną technologię czyli nawigację rowerową. Choć trzeba podkreślić, że ułożyłem sobie trasę na tylko precyzyjnie, że i bez nawigacji pewnie też dałbym radę pojechać. 
Ostatnimi czasy często eksploruję województwo kujawsko-pomorskie. Nie inaczej jest i tym razem. Rzecz jasna kawałek drogi trzeba było pokonać pociągiem. Podróż do Włocławka, który ostatnio znany jest przede wszystkim z swojego kandydata na Prezydenta RP przebiegła dość sprawnie. Z dworca PKP we Włocławku skierowałem się w stronę Wisły aby po przejechaniu mostu ruszyć w lewo w stronę Bobrownik. Ruch na drodze był znikomy toteż jechało się przyzwoicie. Przeszkadzał jedynie coraz mocnej wiejący wiatr, który napędzał deszczowe chmury. Po dotarciu do Bobrownik na chwilę odbiłem ze szlaku aby podjechać do ruin zamku. 


Jak widać z dawnej świetności zamku, który odwiedzał sam król Kazimierz Wielki mało co zostało. Nie mniej jednak skoro już byłem na miejscu to zwyczajnie wypadało podjechać. 
Z Bobrownik ruszyłem do kolejnego punktu czyli Czernikowa. Odcinek był dość monotonny, choć nie brakowało na nim podjazdów. Grubo ponad 20 kilometrów jechałem głównie wśród sosnowych lasów. Nie ma co ukrywać, że długi okres bez jazdy rowerem sprawił, że już w okolicach 50-tego kilometra nogi stawały się ciężkie. Nie było wyjścia. Trzeba było zrobić pauzę na małą regenerację. Po osiągnięciu Czernikowa, przeciąłem drogę krajową i ruszyłem w stronę Mazowsza. Tak dobrze czytacie, jest taka miejscowość niedaleko Czernikowa. I co ważne prowadzi do niej ładna droga rowerowa. Jadąc dalej, tym razem głównie przez polne obszary, walczyłem w wiejącym wiatrem. Ostatni przystanek na uzupełnienie zapasów zrobiłem w Świętosławie. Stamtąd miałem już w miarę blisko do Golubia-Dobrzynia. Do miasteczka wzdłuż drogi wojewódzkiej prowadzi droga rowerowa, która w samym mieście już się niestety urwała. Czekała mnie jeszcze runda przez miasto. I oczywiście finałowa wspinaczka. Wszak zamek w Golubiu-Dobrzyniu znajduje się na wzniesieniu po drugiej strony rzeki Drwęca. 


Tak sobie przypominam, że przed laty byłem w Golubiu-Dobrzyniu na turnieju rycerskim. Oczywiście w roli widza, żeby nie było. Z rozwieszonych plakatów dowiedziałem się, że tegoroczny turniej rycerski odbędzie się za dwa tygodnie. 

Komentarze