Kwietniowa setka do Kamyka

Optymistyczne prognozy pogody na niedzielę sprawiły, że trzeba było gdzieś zaplanować wyprawę rowerową. Tym razem nie wspomagałem się polskimi kolejami. Wyruszyłem po prostu na deser lodowy do miejscowości Kamyk. W końcu tradycja to ważna rzecz. A ja ostatnimi czasy raz w roku jestem w Kamyku, gdzie delektuje się deserem owocowo-lodowym. Ostatnimi czasy wypracowałem sobie optymalną trasę wiodącą do Kamyka. Pierwszy odcinek wiódł bocznymi drogami do Nowej Brzeźnicy. Jechało się całkiem przyjemnie, choć na otwartych przestrzeniach trochę dokuczał mi dość silnie wiejący wiatr. Na szczęście nie wiało tak jak podczas mojej ostatniej wyprawy kiedy jechałem z Włocławka do Kłóbki. W Nowej Brzeźnicy na chwilę musiałem wjechać na drogę krajową by przebić się w kierunku trasy wiodącej do Ważnych Młynów. Tam odbijam w prawo w kierunku miejscowości Ostrowy nad Okszą. Po drodze mijam miejscowość Kuźnica gdzie przy rzeczce Kocinka jest smażalnia ryb. Widać było, że ładna pogoda zachęciła do przyjazdu amatorów pstrąga. Ja śmigałem dalej. W Ostrowach skręciłem w jedną z bocznych dróg, którą spokojnie dojechałem sobie do Kamyka. Zamówiłem sobie mój ulubiony deser owocowo-lodowy a do tego smoothie.


Po uzupełnieniu kalorii można było wracać z powrotem. Na szczęście wiatr już tak mocno nie wiał, więc można było momentami nieco mocniej pokręcić. Ale oczywiście bez szaleństw. W końcu to dopiero początek sezonu. Nie mniej jednak tempo jazdy udawało się utrzymywać na przyzwoitym poziomie. Dopiero w końcówce etapu, tak mniej więcej po 90 kilometrze zaczynało mi nieco brakować energii. Pomimo to sprawnie udało mi się dojechać z powrotem kończąc etap wynikiem 101 kilometrów.

Komentarze