Majówkowy epilog do Piwnicznej Zdrój

Powoli przyszło mi się żegnać z gościnnymi okolicami Krościenka nad Dunajcem. Wyruszyłem przed godziną 8:00 rano. Wymyśliłem sobie, że wykorzystam jeszcze ten dzień i pojadę odwiedzić jedno z uzdrowisk a mianowicie Piwniczną Zdrój.
Większość dzisiejszego odcinka przejeżdżałem już w piątek. Nie przewidywałem więc większych problemów. Najważniejsze, że kluczowe odcinki Velo Dunajca są już zrobione. Jechało mi się więc bardzo dobrze. Nie spieszyło mi się zbytnio. Starałem się cieszyć pięknymi widokami. W takiej sielankowej atmosferze mijały mi kolejne kilometry. Wiedziałem, że na odcinku do Nowego Sącza czeka mnie w zasadzie tylko jeden poważny podjazd. O dziwo poradziłem się sobie z nim dość dobrze. Oczywiście zrobiłem sobie postój przy automacie ze świeżo tłoczonymi sokami. Zbliżając się do Starego Sącza zastanawiałem się gdzie w piątek popełniłem błąd. Jadąc przez osiedlowe uliczki Starego Sącza wypatrywałem miejsca gdzie miał miejsce ów błąd. Odpowiedź poznałem dopiero przy miejscowym targowisku. Bo to tam w piątek powinienem skręcić w prawo a pojechałem prosto i wylądowałem w centrum miasteczka.
Na 46 kilometrze mam odbitkę na w kierunku Krynicy Zdrój. Czas mam bardzo dobry a do przejechania około 20 kilometrów. W Barcicach przy miejscowym obiekcie piłkarskim zatrzymuję się na lody. Krótka przerwa i można ruszać dalej. Z sennego kręcenia wyrwał mnie dopiero fragment trasy w okolicach Rytra. Jakiś gamoń wytyczył szlak nie dość, że po kamieniach to jeszcze z częstymi hopkami. Nie pozostało mi nic innego jak tylko prowadzić rower. Na szczęście ten koszmarny odcinek nie był zbyt długi. Za to za chwilkę pojawił się kolejny ciężki odcinek. Podjazd miał takie nachylenie, że znów trzeba było prowadzić Gwidona. Na szczęście jakoś udało mi się wedrzeć na najwyższy punkt. Szczęśliwie więcej niespodzianek w drodze do Piwnicznej Zdrój już nie było.
Po dotarciu na miejsce okazuje się, że ma mniej więcej trzy godziny do odjazdu pociągu. Zatrzymuje się więc na lody a potem kieruje się w stronę stacji kolejowej.


Ruszam jeszcze w stronę centrum. W rynku zamawiam sobie obiad. Następnie wracam na stację kolejową a właściwie to w jej pobliże. Rozłożyłem się niczym cygan w taborze i po prostu odpoczywałem.
O tym jak dziś PKP postanowiło mnie upodlić nie będę wspominał. Emocje już mi trochę opadły i nie chcę się znów irytować.

Komentarze