Opłotkami atak na Kołobrzeg

Nie ukrywam, że ten etap miał być zupełnie inny. Patrząc na czas w jakim zakończyłem etap można chyba było pokusić się o atak na Niechorze i dalej na ruin Kościoła w Trzęsaczu. Bez wątpienia dystans jaki bym pokonał pewnie byłby dłuższy. O ile to trudno określić. Ale może tak miało być i trzeba będzie tutaj raz jeszcze wrócić i przygotować jakąś ciekawą wyprawę. A wstępny plan to ja nawet sobie już ułożyłem.
O ile wczoraj nie mogłem się dobudzić o tyle dziś wstałem skoro świt i już kilka minut po szóstej rano ruszyłem w trasę. W jednym ze sklepów zaopatruję się w jagodzianki i śmigam w stronę Morza Bałtyckiego. W Lekowie dopytuję jak lepiej jechać na Rymań. Autochton podpowiada, żeby nie jechać przez Ząbrowo bo trafią mi się z polnych otoczaków. Ten argument przeważył. Śmigam więc na Jastrzębniki. Ruch praktycznie zerowy, droga asfaltowa, nawet w niezłym stanie. Z sielanki wybudziły mnie dopiero we wspomnianych Jastrzębnikach miejscowe burki, które próbowały mnie zaatakować. Byłem jednak szybszy, mimo że to było akurat na krótkim odcinku z otoczaków. Dalej przez kolejne miejscowości przy dalej zerowym ruchu. Tak to można jeździć. Po drodze w Powalicach trafił mi się remont drogi. Na szczęście odcinek był krótki a dalej nawierzchnia jak stół. Zacząłem się w ogóle zastanawiać czy to jakaś zmowa? Wszak gdzie się pojawiam w okolicy to wszędzie rozwijają dla mnie nowy asfalt. Tak jadąc sobie wśród lasów do Rymania zastanawiam się jak pokonam około dwukilometrowy odcinek to byłem DK 6 obecnie DW 112. Po dotarciu na miejsce okazało się, że czeka na mnie droga rowerowa. Próbowałem od jednej autochtonki dowiedzieć się jak długi jest ten odcinek i dokąd prowadzi. Niestety odpowiedź była taka, że nic się z niej nie dowiedziałem.
Szybko dotarłem do kolejnego fragmentu, który zamierzałem pokonać czyli odcinka do miejscowości Gorawino. I znów miła niespodzianka. Piękna droga, ruch znikomy i ledwie dwadzieścia parę kilometrów do Kołobrzegu. To mnie zgubiło bo pomyślałem sobie tak. W sumie nie wiadomo jak będą wyglądać odcinki do Trzebiatowa. I tak siłą rozpędu pomknąłem na Kołobrzeg. W miejscowości Charzyno mignęła mi jakaś trasa rowerowa ale kompletnie nie oznakowana. Pojechałem więc dalej aż wyjechałem przy drodze wojewódzkiej. Patrząc na ruch decyzja była tylko jedna. Trzeba zawracać. Niedaleko był dukt leśny i pomyślałem, że może nim wzdłuż wojewódzkiej dojadę te kilka kilometrów do Kołobrzegu. Nic z tych rzeczy. Zawróciłem więc z powrotem do Charzyna. No i jak się okazało wyszło 8 kilometrów przejechanych na próżno. W Charzynie tym razem natrafiam na autochtonów. Mały Wojtuś poinformował mnie, że tą drogą rowerową dojadę do Kołobrzegu. Co prawda prowadziła ona nieco okrężną drogą. Bo zamiast jakichś 10 kilometrów wyszło może 18 ale nic to. Grunt, że trasa cały czas oznakowana. Momentami nawierzchnia drogi rowerowej lepsza niż ta dla samochodów. I tak sobie jadąc jak po sznurku trafiłem do Kołobrzegu. A to miasto ma znakomicie rozbudowaną sieć dróg rowerowych. Sprawnie docieram do Latarni Morskiej. Tak sobie pomyślałem, że jutro znów tu będę więc odpoczynek i większe zwiedzanie sobie odłożę.


Nie mniej jednak odsapnąć trzeba było. A i tradycji kulinarnej czyli dorsza z frytkami musiało stać się zadość. Tanio nie było, ale nie ma co narzekać. Po obiedzie można było ruszać z powrotem. Oczywiście trasę już znałem więc jechało się bardzo sprawnie. Z uwagi na wzmagający się upał trzeba było robić częste przerwy na uzupełnianie płynów. Ale wiadomo bez tego ani rusz. Nogi dobrze dziś podawały więc w sumie bardzo szybko dojechałem w powrotem do Świdwina gdzie od wczoraj trwają dni tego miasta. Niejako na zakończenie etapu chciałem zjeść sobie zapiekankę z rozstawionych niedaleko zamku food trucków. Ale nic z tego. Żaden z nich nie miał ich w ofercie. Nie pozostało więc nic innego jak ruszyć w kierunku bazy noclegowej.

Komentarze