Nie ma się co oszukiwać. Przed planowaną kilkudniową wyprawą rowerową w okolice Krosna trzeba się trochę przygotować. Wszak na tamtejszych trasach to podjazdów brakować nie będzie. Stąd trzeba zrobić dwa może trzy solidne treningi. Dziś ruszyłem więc pojeździć nieco po naszym województwie. Wymyśliłem sobie taką trasę z Lipiec Reymontowskich do Drzewicy. W sumie to miałem ja przejechać ze dwa tygodnie temu. Wówczas jednak na przeszkodzie stanął potworny upał. A dziś żadnych przeciwwskazań nie było. Zapakowałem więc Gwidona w pociąg i ruszyłem w kierunku Lipiec Reymontowskich. I stamtąd rozpocząłem wycieczkę, która w przybliżeniu miała liczyć około 90 kilometrów.
Rzecz jasna zatrzymałem się na chwilkę w Muzeum Regionalnym w Lipcach Reymontowskich. Mamy tam kilka wystaw poświęconych m. in. Władysławowi Reymontowi, który jest zresztą patronem miejscowego muzeum. Dalsza droga wiodła do miejscowości Słupia i dalej wojewódzką do Jeżowa. Na tym drugim odcinku uświadomiłem sobie, że nie jestem już w Zielonej Górze i trzeba uważać na piratów drogowych. Odcinek, który miałem przejechać na szczęście nie był zbyt długi. Po kilku kilometrach bowiem wskoczyłem na boczną drogę wiodącą w kierunku Tomaszowa Mazowieckiego. W Węgrzynowicach robię przerwę na uzupełnienie płynów. A przy okazji ucinam sobie dłuższą pogawędkę historyczną z jednym z autochtonów. Po odpoczynku ruszam dalej. Przebijam się do drogi wiodącej na Lubochnię. Choć trochę grzeje to jest wiatr, który łagodzi nieco skwar. Nogi dobrze podawały więc szybko pokonywałem kolejne kilometry. Wykorzystując jeden przystanek na uzupełnienie płynów bardzo sprawnie docieram do miejscowości Inowłódz. Tam robię przerwę na zwiedzanie zamku. Wizytowałem go dziś po raz kolejny. Ale to mój stały punkt. Zawsze jeśli jestem w Inowłodzu to zajeżdżam do zamku.
Rzecz jasna zatrzymałem się na chwilkę w Muzeum Regionalnym w Lipcach Reymontowskich. Mamy tam kilka wystaw poświęconych m. in. Władysławowi Reymontowi, który jest zresztą patronem miejscowego muzeum. Dalsza droga wiodła do miejscowości Słupia i dalej wojewódzką do Jeżowa. Na tym drugim odcinku uświadomiłem sobie, że nie jestem już w Zielonej Górze i trzeba uważać na piratów drogowych. Odcinek, który miałem przejechać na szczęście nie był zbyt długi. Po kilku kilometrach bowiem wskoczyłem na boczną drogę wiodącą w kierunku Tomaszowa Mazowieckiego. W Węgrzynowicach robię przerwę na uzupełnienie płynów. A przy okazji ucinam sobie dłuższą pogawędkę historyczną z jednym z autochtonów. Po odpoczynku ruszam dalej. Przebijam się do drogi wiodącej na Lubochnię. Choć trochę grzeje to jest wiatr, który łagodzi nieco skwar. Nogi dobrze podawały więc szybko pokonywałem kolejne kilometry. Wykorzystując jeden przystanek na uzupełnienie płynów bardzo sprawnie docieram do miejscowości Inowłódz. Tam robię przerwę na zwiedzanie zamku. Wizytowałem go dziś po raz kolejny. Ale to mój stały punkt. Zawsze jeśli jestem w Inowłodzu to zajeżdżam do zamku.
W czasie spaceru mentalnie nastawiam się na czekający mnie bardzo trudny odcinek Inowłódz - Ossa. Niestety trzeba jechać DK 48 a co by o niej nie powiedzieć to ruch jest na niej całkiem spory. A do przejechania miałem odcinek mniej więcej dwudziestu kilometrów. Dobrze, że jest tam liche bo liche, ale jednak asfaltowe pobocze. I to nim na większości odcinka jadę. Na drodze wiadomo wolna amerykanka. Przyjemności z jazdy między pięknymi sosnowymi lasami za duże z tego powodu nie ma. W zasadzie to odliczałem jedynie kilometry i wypatrywałem miejsca, w którym będę mógł zjechać w boczną drogę na Drzewicę. W końcu ukazała się tabliczka z napisem Ossa a niedaleko za nią skręt na Drzewicę. Został mi więc ostatnio odcinek do pokonania. Czas miałem nawet niezły, więc wykorzystałem go aby zobaczyć jak wygląda tor do kajakarstwa górskiego w Drzewicy. Przy okazji chwilę porozmawiałem z trenerem młodych kajakarzy. A potem był jeszcze czas na pizzę. Dopiero po solidnym posiłku i odpoczynku ruszam na dworzec kolejowy, skąd już pociągiem wracam do Radomska.
Komentarze
Prześlij komentarz