Nie będę ukrywał, że ten dzisiejszy etap miał być zamkowy, ale niestety mało co z tego wyszło. Rano jakoś nie mogłem się dobudzić stąd w trasę ruszyłem dopiero około 8:00 rano czyli dość późno. Już wczoraj uprzedzono mnie, że trasa do której się przymierzyłem jest w dużej części w remoncie i może być problem z przejazdem. Co jak co, ale Gwidon da radę. I pojechałem tą remontowaną drogą w kierunku miejscowości Płoty. Momentami było ekstremalnie. Wertepy okrutne, stąd stosunkowo krótki odcinek do Rusinowa zajął mi sporo czasu. Tam w sklepie dowiedziałem się, że można było jechać bokiem. Na szczęście odcinek w kierunku Starogardu już praktycznie zrobiony więc od razu była poprawy jazdy. We wspomnianym Starogardzie kończy się wytyczony objazd a to zwiastowało wzmożony ruch samochodowy. I takowy był a do tego bezmyślni kierowcy tirów. Po pokonaniu możne niespełna 10 kilometrów docieram do Reska. Tam zakręcam w miejsce gdzie kiedyś znajdował się Zamek Borków. Podejmuję również decyzję, że do Płot jechał nie będę. W miejscowym magistracie potwierdzono mi, że do Gryfic rowerem bezpiecznie będzie jechać bocznymi drogami o małym natężeniu ruchu. Tak też postanowiłem jechać. I to był znakomity wybór. Droga praktycznie pusta i to w dobrym stanie. Jechało się więc znakomicie. Bardzo sprawnie dotarłem do Gryfic gdzie trochę się pokręciłem. Z przerażeniem zobaczyłem jak wygląda centralny plac. Nawet zdjęć żadnych nie zrobiłem i nie udostępniam. Bo jeszcze nasi urzędnicy w Radomsku zobaczą, spodoba się i będą chcieli to u nas wprowadzić. A wiadomo betonu to my mamy akurat w mieście przesyt. Po dłużej chwili docieram do oddziału Muzeum Narodowego w Szczecinie a konkretnie do wystawy Zachodniopomorskiej Kolei Dojazdowej.
Obsługa raczej marnie przygotowana. Ot sprzedać bilet i niech sobie pan zwiedza. Żadnej nawet chęci opowiedzenia choć w dwóch zdaniach o historii tego miejsca. Dość powiedzieć, że pracownica nawet nie wiedziała ile kosztuje bilet na przejazd kolejką wąskotorową, która dojeżdża do miejscowości Trzęsacz. Można jedynie westchnąć. Po krótkim zwiedzaniu ruszam ponownie w kierunku rynku. Tam zatrzymuje się na obiad. Czas mam bardzo dobry więc zerkam sobie na mapę, jakby tu wrócić aby nie jechać ponownie drogą wojewódzką. Coś tam znalazłem. Początkowo ruszyłem tak jak przyjechałem czyli boczną drogą przez Modlimowo i dalej na Łabuń Wielki. Tam nie skręcam na Resko tylko jadę prosto na Iglice. Zaskoczyła mnie piękna asfaltowa nakłada. Widać, że świeżo położona. Czy tak uda mi się objechać Resko? Nic z tych rzeczy. W Iglicach skręcam na Starą Dobrzycę i po chwili patrzę a tu asfalt się skończył. Zaczął się koszmarny około czterokilometrowy odcinek leśno-kamiennej drogi. Nawierzchnia tragiczna, stąd szybko jechać się nie dało. Wreszcie wydostałem się z tych leśnych ostępów. W Starej Dobrzycy jest już asfalt. Momentami kiepskiej jakości ale jednak. Wyjechałem w Starogardzie. Może i nadrobiłem kilka kilometrów ale ruchliwą drogę wojewódzką udało się ominąć. I dalej śmigam w kierunku Rusinowa. Tam ponownie w sklepie dopytuję o tę boczną drogę do Świdwina. Otrzymuję wskazówki, że na końcu miejscowości trzeba skręcić w prawo. I faktycznie była niepozorna dróżka oczywiście bez oznaczenia. Ale nawierzchnia niezła, ruch znikomy czyli to czego potrzebowałem. Szybko pokonałem kilkanaście kilometrów i zameldowałem się ponownie w Świdwinie. Jeszcze tylko małe zakupy i dojazd do bazy noclegowej.
Komentarze
Prześlij komentarz