Z wizytą u Żeromskich

Wczorajszy dzień trochę zmienił moje plany, ale nie zdołał ich całkiem pokrzyżować. Rano ruszyłem więc na odcinek do Świętej Katarzyny, do której pierwotnie miałem dojechać już wczoraj. Wyjazd z Chęcin nie był jakiś specjalnie trudny. Za to droga do Morawicy to istny koszmar. Niby nieco ponad 10 kilometrów ale ruch taki jak na autostradzie. W związku z czym trzeba było złamać przepisy i dla własnego bezpieczeństwa jechać chodnikiem, który na całe szczęście był. Po tym jak znalazłem się w Morawicy mogłem nieco odetchnąć z ulgą. Skręcam w bok na Łabędziów. Droga mało ruchliwa więc można było spokojnie pokonywać kolejne kilometry. Jakoś trochę droga mi się dłużyła. W końcu dojechałem do miejscowości Borków skąd blisko już do Daleszczyc. Za tą ostatnią miejscowością zaczęły się pierwsze pagórki co zwiastowało, że zbliżam się do Gór Świętokrzyskich. Po dotarciu do miejscowości Górno zacząłem się zastanawiać jak będzie się jechało drogą wojewódzką w kierunku Świętej Katarzyny. I tu miłe zaskoczenie. Na drodze były bowiem wyznaczone pasy do jazdy rowerem. Co by nie mówić takimi drogami to ja mogę jechać. I nie przeszkadzało mi nawet to, że czekał mnie solidny podjazd. W Świętej Katarzynie zatrzymuje się w Muzeum Minerałów i Skamieniałości. W sumie można tam zobaczyć ponad 1000 różnego rodzaju okazów kamieni. 
Ze Świętej Katarzyny przez Wilków kieruje się na Ciekoty. To tam mieści się Centrum Edukacji i Kultury "Szklany Dom". Jest też odbudowany dworek przypominający ten, w którym mieszkał w młodych latach Stefan Żeromski. Trochę martwiły mnie ołowiane chmury i połyskujące niebo. Na miejscu okazało się, że niestety muszę poczekać prawie godzinę na wejście do dworku. Trochę długo, ale w sumie po to przyjechałem. Miałem też czas na odpoczynek i zrobienie zdjęć. 


Dziś trudno powiedzieć jak wyglądał dworek, w którym mieszkał Stefan Żeromski. Pierwotny dworek spalił się bowiem na początku XX wieku. Nie zachowały się też żadne plany budynku. A odbudowę oparto na zapisach Żeromskiego z Dzienników. Warto zaznaczyć, że w środku nie ma też żadnego oryginalnego eksponatu. Mimo wszystko warto odwiedzić to miejsce. 
W drodze powrotnej w Świętej Katarzynie zatrzymuje się na pierogi. Po odpoczynku ruszam w kierunku miejscowości Górno a następnie na Daleszyce i Borków. Za tą ostatnią miejscowością dopadł mnie deszcz. I to tradycyjnie w najgorszym miejscu. Na dość ruchliwej drodze i bez możliwości schowania się. Jechałem więc około 2 może 3 kilometry w ulewie. Wreszcie udało mi się schować na przystanku autobusowym ale i tak byłem cały mokry. Po około 20 minutach deszcze nieco ustał. Ruszyłem więc dalej. Po przejechaniu kolejnych trzech kilometrów wyjechałem na obszar gdzie w ogóle nie padało. Jadąc na Morawicę na niewielkim odcinku jeszcze trochę pokropiło. Od Morawicy podobnie jak rano do samych Chęcin jechałem praktycznie cały czas chodnikiem. 

Komentarze