Miał być skansen a zostały mi tylko krasnale

W końcu nadszedł czas na rowerową wizytę w ostatnim województwie. Lubuskie już raz czy dwa odwiedziłem, ale nie Gwidonem więc żartobliwie można powiedzieć, że się nie liczy. Rzecz jasna podróż do województwa lubuskiego wymaga przetransportowania Gwidona pociągiem. O ile podróż do Wrocławia nie przysporzyła większych problemów o tyle w stolicy Dolnego Śląska zacząłem mieć obawy. Raz, że zaczęło mocno padać a dwa pociąg, którym przyszło mi jechać do Nowej Soli był chyba starszy ode mnie. Nic to, jakoś udało się bezpiecznie dotrzeć do Nowej Soli, która stanowi moją bazę wypadową. 
Niestety sprawdziły się moje obawy co do pogody. Cały czas padało, może niezbyt intensywnie ale jednak. Zostawiłem rzecz w bazie wypadowej i ruszyłem na krótki spacer po mieście w nadziei, że może przestanie padać. Nie przestało. W związku z tym nie było wyjścia. Mimo padającego deszczu zdecydowałem się jechać do Ochli aby zwiedzić miejscowy skansen. Z Nowej Soli udało mi się wyjechać nawet sprawnie. Schody zaczęły się w miejscowości Otyń. Niby był jakiś szlak rowerowy, ale tak fatalnie oznakowany, że zamiast w kierunku Zielonej Góry pojechałem na strefę inwestycyjną Nowej Soli. Nie dość, że byłem zły na padający deszcz to jeszcze przez kiepskie oznaczenie narobiłem niepotrzebnych kilometrów. Ale to jeszcze nic. W Otyniu niby piękne drogi dla rowerów, które wyprowadziły mnie na bodaj dawniejszą drogę krajową nr 3. Odcinek od Otynia do Niedoradza niby krótka ale tak ruchliwa, że człowiek boi się czy da radę przejechać te 3 może 4 kilometry. W Niedoradzu uciekam na drogę na Zatonie. Jadę bardzo wąską drogą. Po przejechaniu niewielkiego odcinka ukazuje mi się tabliczka Zielona Góra. O co chodzi się zastanawiam. Okazuje się, że Zatonie to obecnie dzielnica Zielonej Góry. Pozytyw to piękna droga rowerowa, którą można śmigać. Tak sobie jechałem przez Kiełpin aż dojechałem do Ochli. Jak można było się spodziewać próżno było szukać drogowskazu do Skansenu. Zasięgnąłem więc języka u autochtonów. Okazało się, że zamierzałem jechać dobrze. Za kawałek wreszcie ukazała się niewielka tabliczka kierująca do Skansenu. Kiedy tam dojechałem można powiedzieć, że pocałowałem przysłowiową klamkę to jeszcze przyszło prawdziwe oberwanie chmury. W kilka minut byłem cały mokry. Wracając do Skansenu. Jest on otwarty w bardzo dziwnych godzinach. Otwierają go bowiem dopiero o 12:00. Na stronie internetowej jest informacja, że w sezonie ostatnie wejście do Skansenu jest o godz. 17:00. Natomiast na wejściu jest informacja, że skansen jest otwarty do 16:00. Krótko mówiąc chaos informacyjny, który nie zachęci do odwiedzin turystów. ja przynajmniej grubo się zastanowię zanim tam zawitam drugi raz. 
Ze zwiedzania nic nie wyszło więc w strugach deszczu trzeba było wracać do Nowej Soli. Po paru kilometrach niebo się chyba nade mną zlitowało. Przestało padać. Za Zatoniami uciekam w bok na miejscowość Ługi. Mapa jednoznacznie wskazuje, że to powinna być bezpieczniejsza droga do Nowej Soli. I faktycznie bokiem dojechałem do Otynia. Dalej to już tylko prosto do Nowej Soli. Tak sobie jadąc stwierdziłem, że skoro nie udało mi się zwiedzić skansenu to chociaż w Nowej Soli podjadę sobie do Parku Krasnala. Wszak Nowa Sól przez lata słynęła z produkcji ogrodowych krasnali. 


Park Krasnala w Nowej Soli z pewnością zachwyci zwłaszcza najmłodszych. Ale mnie też trochę poprawił humor po moich zmaganiach z ulewnym deszczem. Choć cały mokry to starałem się szukać pozytywów dzisiejszego dnia. Jedyny jaki znalazłem to wiem jak jechać w czwartek do Zielonej Góry aby nie błądzić tak jak to miało miejsce momentami dzisiaj. 

Komentarze