Eksploracja okolic Kożuchowa

Plan na dziś był dość prosty. O ile pogoda pozwoli pojechać do Szprotawy. Niestety, podobnie jak wczoraj Nowa Sól bardzo szybko zweryfikowała moje plany. 
Dzień rozpocząłem od zwiedzania Muzeum w Nowej Soli. Oprócz wystaw związanych z historią regionalną można obecnie zwiedzić również tę wypożyczoną z Muzeum Papiernictwa, które mieści się w Dusznikach Zdrój. Po zwiedzaniu ruszyłem w kierunku Kożuchowa, który miał być pierwszym przystankiem na mojej dzisiejszej trasie. Podobnie jak wczoraj jechałem drogą rowerową, która ładnie wyprowadziła mnie z Nowej Soli. Dalej było już tylko gorzej. W pewnym momencie ścieżka się urwała. Trzeba było kawałek zawrócić i pojechać przez Rudno. Tak też pojechałem. W samej miejscowości ścieżka ponownie się urwała. Dzięki pomocy ludności autochtonicznej udaje mi się dojechać w okolice obwodnicy Nowej Soli. Tam kolejny dylemat jak jechać na Kożuchów? Prosto przez wiadukt czy może ścieżką rowerową, która znów niespodziewanie się pojawiła. Jadę ścieżką rowerową. I to był błąd bo wyjechałem na drugiej strefie inwestycyjnej. Nic, trzeba było zawrócić i pojechać przez wiadukt. Po przejechaniu niewielkiego odcinka znów pojawia się piękna droga rowerowa. Od jednego z rowerzystów dowiaduje się, że można nią dojechać do samego Kożuchowa. Niby super, tylko na Peruna dlaczego to nie jest oznakowane. Może Powiat Nowosolski jest za biedny? Hm. Może zadzwonię jutro do działu promocji Powiatu Nowosolskiego i zaoferuję, że zafunduje stosowną tabliczkę informacyjną. 
Jadąc piękną ścieżką rowerową, szybko orientuje się, że prowadzi ona pewnie po dawniejszej trasie kolei wąskotorowej. Sprawnie docieram do Kożuchowa. Ruszam na rekonesans po mieście. Wszak jutro będę tędy jechać raz jeszcze. Podjeżdżam na zamek, który dla zwiedzających udostępniany jest dopiero od środy. Trudno jutro trzeba będzie podjechać do zamku raz jeszcze. Tak kręcąc się po tym poniemieckim miasteczku po dłuższych poszukiwaniach odnajduje boczna drogę, którą jutro zamierzam dotrzeć do Żagania. 
Kręcąc się wąskimi uliczkami stwierdzam, że tak w sumie to do tej Szprotawy to nie ma po co jechać. Postanowiłem więc jechać dalej szlakiem dawnej kolei. Po drodze zaczęło mnie dziwić dlaczego przy kolejnych miejscach postojowych są tabliczki, które zawierają inne numery tras niż ta, którą zaczynałem wycieczkę. Tuż przed samym Stypułowem ucinam sobie krótką pogawędkę z miejscowymi, którzy potwierdzają moje spostrzeżenia odnośnie braku oznaczeń tras. Dojeżdżam do końca ścieżki i przy czymś w rodzaju postoju dla rowerzystów zaczynam studiować cóż tam jest napisane na tych kolorowych tabliczkach z numerami tras. 


Po lekturze tabliczki już wszystko stało się dla mnie jasne. Nie powiem bo w pierwszej chwili osłupiałem. Na tabliczce z numerem trasy rowerowej jest napisane, że jest ona nieoznakowana. Co by nie mówić z czymś takim się jeszcze nie spotkałem. Mało tego konia z rzędem należało by dać geniuszowi, który tak to zaprojektował i jeszcze do tego wyciągnął na realizację swojego bezmyślnego pomysłu tzw. pieniądze unijne. Przy okazji znalazłem odpowiedź dlaczego w każdym powiedzmy newralgicznym punkcie jest inny numer trasy. Otóż w tych punktach zaczynają się kolejne trasy rowerowe, które a jakże nie są oznakowane. Co by nie mówić Powiat Nowosolski może być modelowym wręcz przykładem dla innych jak nie powinno się wytyczać tras rowerowych. Odpoczywając na ławeczce naszła mnie jeszcze jedna smutna refleksja. Otóż z analizy mapy jasno wynika, że tę drogę rowerową można było pociągnąć aż do samego Żagania. Ale to już inny powiat i pewnie nikt nie wpadł na pomysł aby złożyć wspólny projekt. A taka trasa rowerowa z Nowej Soli oczywiście po niezbędnych poprawkach i oznakowaniu aż do Żagania to było by coś. Wiem fantazja mnie trochę ponosi. 
Droga powrotna minęła mi błyskawicznie. W końcu rozwiązałem zagadkę schematu według, którego w okolicach Nowej Soli robione są trasy rowerowe. 

Komentarze