Czchów czyli armagedon dla rowerzystów

Dzisiejszy etap miał być zupełnie inny. Czasem jednak życie weryfikuje nasze plany. Tak było i w moim przypadku. Przymierzałem się do odwiedzenia Bardejova na Słowacji, ale ten plan trzeba odłożyć na inny termin. Dziś ponownie ruszyłem w kierunku Jeziora Rożnowskiego. Można powiedzieć, że część trasy już dobrze znałem.Pojechałem więc fragmentem VeloDunajca. następnie przebiłem się w stronę drogi wojewódzkiej na Wojnicz. Już na dzień doby czekał mnie spory podjazd. Wysiłek spory, ale widoki wszystko rekompensowały. 


Tak sobie spokojnie jechałem aż dojechałem do Gródka nad Dunajcem. W stronę Rożnowa jest sporo remontów, ale dla mnie to lepiej. Nie było tirów i w miarę dobrze się jechało. W Bartkowej krótki postój i można było rozpocząć wspinaczkę pod Rożnów. Już w samej miejscowości podjeżdżam pod zamkowe ruiny. Przejeżdżam przez miejscowość i śmigam w kierunku miejscowości Tropie. Kawałek dość spory i co tu ukrywać dość męczący. Przy jednej z posesji pytam o przeprawę promową. Okazuje się, że dobrze trafiłem bo mam pół godziny na dojazd. Potem godzinna przerwa. Przy okazji robię zdjęcie warowni Tropsztyn w miejscowości Wytrzyszczka. Oczywiście z oddali. Wszak zamek znajduje się po drugiej stronie Jeziora Czchowskiego. Przepływam promem na drugą stronę. Wraz z grupą rowerzystów znaleźliśmy się przy mega ruchliwej DK 75. Początkowo próbujemy jechać wzdłuż jeziora bo było coś co przypominało ścieżkę. Niestety był to tylko malutki kawałek. Potem nie było wyjścia. Trzeba było jechać drogą. Dystans może nie duży bo liczący może z dwa kilometry. Ale to była jazda wśród rozpędzonych tirów, które za nic miały ograniczenia prędkości. Jak tylko pojawił się chodnik uciekłem z drogi. Aż dziw, że włodarz gminy do tej pory nie zadał o chodnik, który połączyłby Wytrzyszczkę z Czchowem. Wiem, że tu potrzeba zgoda decydentów z dróg krajowych, którzy najwyraźniej czekają na jakoś spektakularną tragedię aby coś zadziałali w kwestii chodnika czy ciągu rowerowo-pieszego. To tych traumatycznych przeżyciach odechciało mi się zwiedzać zamkowych ruin. Ale skoro już przyjechałem. Tak czy siak miejscowość Czchów trafia na moją czarną listę. W miarę sprawnie docieram do zamkowego wzgórza. Wdrapuje się pod basztę. Schodzący z góry ludzie mówią, że nie da się jej zwiedzić. Na dziedzińców była młoda dziewczyna, która stwierdziła, że oczywiście na basztę można wejść za symboliczną opłatę. 


Po zwiedzaniu trzeba wracać. Postanawiam, że spróbuję pojechać przez zaporę aby nie ryzykować drugi raz życia na krajówce. I co by nie mówić to nie był błąd to był wielbłąd. Przez dobre trzy, może nawet cztery kilometry trzeba było pchać Gwidona pod górę. Czy było coś pozytywnego? Jak już się wydostałem z tego labiryntu okazało się, że wyjechałem już na rogatki miejscowości Tropie. Został więc podjazd pod Rożnów. Potem w miarę spokojnie. Na koniec jeszcze wspinaczka pod miejscowość Sienna. Końcówka etapu to już tylko w dół. Wjazd na VeloDunajec i do bazy. 

Komentarze