Nadwiślańska trasa bez zachwytów

Rano oficjalne otwarcie a potem jedziemy na wybrane przez siebie trasy zlotowe. Nie będę krył, że i jednym i drugim byłem nieco zniesmaczony. A może ubiegłoroczny Zlot w Kurozwękach stał na znakomitym poziomie i każdemu ciężko będzie do tego dorównać.
Pierwsze zdziwienie przeżyłem już podczas oficjalnego otwarcia. Na tak ważnej imprezie nie pojawił się żaden z lokalnych polityków. Szok i niedowierzanie. Kolejne rozczarowanie to mocno opóźniony start. A jak już ruszyliśmy to po jakichś kilku kilometrach znów długi postój przy sklepie. Jakby zakupów nie można było wcześniej sobie zrobić. To jeszcze nie wszystko. Pani prowadząca pomyliła trasę i w ten sposób mieliśmy darmową rundkę po mieście. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Duży fragment trasy mieliśmy pokonać Trasą Nadwiślańską Prawobrzeżną. Brzmi poważnie. Niestety poważnie to nie wygląda. Zwykły wał przeciwpowodziowy z bardzo wąskimi ścieżynkami. Wzajemne mijanie nie wchodziło praktycznie w grę. I tak jedziemy do pałacu w Jabłonnie. Przy okazji pani przewodnik dzieli nas na grupy do przeprawy promowej. Ja mam ruszać o 14:00. Okazuje się, że obiektu nie zwiedzimy bo jakaś impreza prywatna się szykuje. Pałac wokół otoczony paskudną taśmą.


Skoro pałacu nie można zwiedzać to bez sensu mam czekać prawie godzinę. Ruszam sam w kierunku przeprawy promowej. Oprócz mnóstwa rowerów po wałach chodzą również piesi. Oczywiście nie jeden za drugi ale całą szerokością. W związku z tym o trącenie nie trudno. 
Poza na pomysł wcześniejszego startu wpadło jeszcze kilka innych osób. I to był strzał w przysłowiową dziesiątkę. Kiedy dojeżdża główna grupa my jesteśmy już po spokojnej sesji fotograficznej i ustawieni w kolejce na prom. 


Dostaje się na prom jako jeden z pierwszych. Na drugim brzegu pada hasło, że czekamy aż wszyscy z pierwszej części grupy przepłyną i tym razem lewy brzegiem mamy jechać. Po wcześniejszych doświadczeniach wraz z kilkoma osobami mówimy pas. Takie trasy to nie dla nas. Ruszamy do Łomianek i tam bocznymi drogami asfaltowymi, na których są wydzielone pasy dla rowerzystów śmigamy w kierunku Modlina. Tak to ja mogę jeździć. Tak sobie jechaliśmy w spokoju kilkanaście kilometrów. Przejeżdżamy most na Wiśle, następnie drugi na Narwi i meldujemy się w Modlinie. Tam każdy spokojnie rozjeżdża się do swoich baz noclegowych. 

Komentarze