Pagórkami wśród zbóż do Wołowa i już...

Wczesnym rankiem opuściłem gościnny Jawor kierując się w stronę Wołowa, gdzie miał nastąpić koniec moich wojaży po województwie dolnośląskim. Po wydostaniu się z miasta ruszam w kierunku pierwszego punktu kontrolnego czyli miejscowości Budziszów Wielki. W Luboradzu robię małe zakupy. Przy okazji muszę też odpowiedzieć na kilka pytań autochtona, który mimo 7:45 wykazywał już duże problemy z koncentracją. Wbrew oczekiwaniom droga łatwa nie była. Praktycznie cały czas towarzyszyły mi mniejsze lub większe pagórki. Wokół praktycznie same pola ze zbożem tym już zebranym i tym czekającym na żniwa. Co by nie mówić krajobraz było dość monotonny. Tak sobie jechałem w Budziszowie Wielkim przecinając autostradę A4 a Wilczkowie DK 94. W Malczycach muszę trochę jechać naokoło gdyż promu przez Odrę brak. Po wyjechaniu na drogę główną po kilku kilometrach po lewej stronie ukazały mi się mury największego zakonu w Polsce znajdującego się na rogatkach Lubiąża. Zwiedzanie tego miejsca odkładam na inny czas gdyż między 11:00 a 12:00 chce być w Wołowie. Z samego Lubiąża jest tam już bardzo blisko. Bardzo dobry czas sprawia, że mogę pozwolić sobie na lustrację miasta. Odwiedzam więc ratusz gdzie mieści się Urząd Miasta oraz dawny zamek książąt oleśnickich będący obecnie siedzibą Starostwa Powiatowego. 

Kilka minut przed 12:00 melduje się na dworcu. Tam stoi pociąg do Wrocławia. Ten, którym mam jechać będzie o 13:20. Pytam panią konduktor czy mogę zabrać się tym. Sympatyczna pani mówi, że nie ma problemu. Dzięki temu jestem we Wrocławiu dużo wcześniej przez co unikam gorączkowej bieganiny z Gwidonem i sakwami między ludźmi a kolejnymi peronami.

Komentarze

Prześlij komentarz