Napoleon - ku pamięci bohaterów z Dywizjonu 303

Za chwilę będziemy mieli połowę czerwca a ja do tej pory nie odbyłem żadnej z zaplanowanych na bieżący rok wypraw rowerowych. Dziś nadarzyła się wreszcie okazja aby zrealizować pierwszych z założonych celów. Wraz z grupką znajomych ruszyliśmy do miejscowości Napoleon gdzie mieści się Muzeum 303 im. ppłk pil. Jana Zumbacha.
Choć od rana zaczynało mocno świecić słońcem w dobrych nastrojach ruszyliśmy do miejscowości Napoleon. Pierwsze kilometry przebiegały bardzo sprawnie. Dopiero na kilkukilometrowym leśnym odcinku czekała na Nas mała niespodzianka. W niewielkiej odległości przez drogę przebiegało stado dzików. Mieliśmy trochę szczęścia bo dziki sobie szybko uciekły do drugiego lasu nie zwracając na naszą grupkę większej uwagi. Po wyjechaniu z lasu ruszyliśmy w kierunku Prusicka. Po przecięciu drogi wojewódzkiej trudnym leśnym odcinkiem dotarliśmy do Wólki Prusickiej. Tam znów zaczął się asfalt więc śmiało ruszyliśmy na Kuźnicę i dalej na Ostrowy. W tej ostatniej miejscowości zrobiliśmy mały postój przy tablicy gdzie zaczyna się Szlak Bojowy Wołyńskiej Brygady Kawalerii. Po krótkim odpoczynku przez Miedźno dotarliśmy pod pomnik w miejscowości Mokra. Tam zrobiliśmy nieco dłuższy przystanek. W tym roku wrócimy tam jeszcze na początku września na uroczystości z okazji 80. rocznicy niemieckiej napaści na Polskę. Przy okazji natrafiliśmy na jednego z autochtonów, który twierdził, że pomnik postawiono Niemcom. Hm? Czyżby pod Mokrą nie ginęli również Polacy?
Z Mokrej ruszyliśmy przez Wilkowiecko na Opatów i Lipie. Mieliśmy mały postój z powody defektu jednego z uczestników. Wspólnymi siłami udało się usunąć awarie i można było jechać dalej. Jadąc niezłym tempem dotarliśmy do celu. Niestety pracownicy Muzeum 303 nie wykazali ani odrobiny wyrozumiałości i musiałem zapłacić za bilet normalny. Choć za przejechane kilometry to chyba ulgowy mi się należało. Zabrakło dobrej woli. Cóż nie zbiednieję o te 7 złotych. Okazało się również, że Muzeum nie posiada żadnej ozdobnej pieczęci abym mógł podstemplować sobie książeczkę turystyczną. Placówka jest młoda i wciąż się rozwija. Może jak przyjadę tam po raz kolejny to zaopatrzą się we wspomnianą pieczątkę. Tak czy siak po nieudanych negocjacjach w sprawie biletu można było udać się na zwiedzanie.


Muzealne ekspozycje bez wątpienia zadowolą nawet najbardziej wymagających zwiedzających. Wśród olbrzymiej ilości eksponatów można zobaczyć nie tylko odznaczenia czy mundury pilotów ale również kilka samolotów. Do dwóch z nich można nawet wsiąść aby poczuć się choć przez chwile jak prawdziwy pilot. 


Wszyscy byliśmy raczej zgodni, że była to bardzo dobrze spędzona niedziela. Choć z powrotem mieliśmy do pokonania ponad 70 km nikt nie narzekał. Po zwiedzaniu i obowiązkowej sesji fotograficznej choćby przy portrecie patrona Muzeum można było wracać z powrotem. 


Droga powrotna choć miała być początkowo nieco inna minęła całkiem przyjemnie. Kilometry sprawnie przesuwały się na licznikach i nim się obejrzeliśmy robiąc kilka postojów dotarliśmy do Radomska. Ja pojechałem nieco dłuższą droga do domu tak aby zakończyć trasę wynikiem 144 km. Zabrakło 6 km abym mógł wpisać ją na listę tych najdłuższych, które pokonałem.

Komentarze