Śladami średniowiecznego Lęborka

Każda wyprawa rowerowa ma swój najdłuższy etap. Nie inaczej było i tym razem. Szykując plan wycieczek rowerowych podczas tegorocznego pobytu nad morzem przygotowałem m. in. wypad do Lęborka. W końcu tam mnie jeszcze nie było. 
Ruszyłem utartym już szlakiem z Jastrzębiej Góry przez Karwię, Krokową, Żarnowiec i Wierzchucino. Dalej pojechałem do Choczewa gdzie po czterech dniach poszukiwań udało mi się zakupić oranżadę w szklanej butelce. Po dojechaniu do miejscowości Żelazno przyszło mi skręcić w lewo na Lębork. Szczerze mówiąc nie polecam tej drogi, która przynajmniej przez połowę odcinka do Lęborka jest w fatalnym stanie. A do tego w dwóch miejscach musimy się zmierzyć jeszcze z brukiem. Dopiero w okolicy miejscowości Pużyce stan nawierzchni bardzo się poprawia. Nie ma się co dziwić skoro droga jest nowa. Przy wjeździe do Lęborka miłym zaskoczeniem była ścieżka rowerowa, która poprowadziła mnie do centrum a właściwie w miejsce gdzie znajdują się częściowo zachowane a częściowo odrestaurowane średniowieczne obwarowania miejskie wraz z pokaźną ilością cennych zabytków. Zwiedzanie zacząłem od miejscowego Muzeum gdzie wśród sal wystawowych można się natknąć również na tę poświęconą Paulowi Nipkowowi. Tak to ten od tarczy, za pomocą której już pod koniec XIX wieku można było przesyłać obraz na odległość. W Muzeum otrzymamy mapkę, dzięki której bardzo łatwo można poruszać się do zabytkowym centrum. Warto zwrócić na spichlerz, który jest teraz Kościołem Zielonoświątkowców oraz zamek krzyżacki. Ten drugi jest obecnie siedziba sądu. Szkoda, bo obiekt ten idealnie nadawałby się na siedzibę Muzeum czy informacji turystycznej. Warto zajrzeć do dwóch baszt, które są udostępnione turystom.


Wszystkich baszt było ponoć ponad 30. Z tego miejsca dziękuję panu, z baszty nr 24, który robił mi małą sesję zdjęciową. Szkoda, że nie da się wejść do Baszty Bluszczowej. Cóż nie można mieć wszystkiego.
Po ciekawej lekcji historii dotyczącej średniowiecznego Lęborka można było wracać z powrotem. Nogi dziś dobrze podawały, więc śmigało się rewelacyjnie. Po dojeździe do Pużyc postanawiam pojechać w lewo na Mierzyno aby przynajmniej w części wracać inną drogą. I był to dobry wybór. Droga choć wąska to raczej w dobrym stanie, a po wjeździe na teren gminy Gniewino wręcz rewelacyjna. Szybko dojechałem do miejscowości Mierzyno a następnie Gniewino. Tam aby nie powtarzać częściowego objazdu Jeziora Żarnowieckiego wydłużam nieco trasę i skręcam w lewo na Perlino. Stamtąd przez Bychowo i Prusewo dojeżdżam do Wierzchucina. Na wysokości Jeziora Żarnowieckiego podjeżdżam do pani, która organizuje spływy kajakowe od Jeziora Żarnowieckiego do Dębek. Śmieje się, że chętnie bym popłynął, ale nie miałbym co zrobić z rowerem. Sympatyczna pani poinformowała mnie, że to żadna przeszkoda bo rower mogą zabrać do auta i przetransportować do Dębek. Biorę więc ulotkę reklamową gdyż jeśli tu wrócę za rok czy dwa to będę chciał zrobić sobie taki rajd rowerowo-kajakowy.
Z Wierzchucina jadę do Krokowej. Za tą miejscowością tradycyjnie już skręcam w lewo i śmigam do Jastrzębiej Góry. Tam jem obiad i docieram do bazy noclegowej zamykając etap wynikiem 136 km.  

Komentarze

  1. Ciekawe miejsca i świetna wyprawa, brawo! Natomiast jedno ze zdań może wskazywać na szukanie oranżady w Choczewie przez cztery dni. Wyobraziłem to sobie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz