Dezercja z warsztatów rowerowych

Czytając tytuł posta z pewnością nie jeden z Was zastanawia się, że czy ja na tych warsztatach we Wdzydzach Kiszewskich to trzeźwy jestem. W końcu ja zagorzały miłośników rowerów nie biorę udziału w zajęciach mających poszerzyć moją wiedzę na temat jednośladów? Przyznacie brzmi to dość absurdalnie. A jednak. Nie wziąłem udziału w warsztatach rowerowych. Dlaczego? 
Plany organizatorów były dość ambitne. Planowanie i rajd rowerowy po Marszrucie kaszubskiej brzmiało bardzo zachęcająco. Sympatycznie wyglądała również pani z policji, która miała poprowadzić zajęcia. Jednak sposób ich prowadzenie było na tyle odpychające, że postanowiłem nie brać w nich udziału. Nie czarujmy się przejażdżka na dystansie nie całych 15 km i skręcenie się na skrzyżowaniach jak dla mnie mijało się kompletnie z celem. 
Złapałem więc mapę i na szybko skreśliłem sobie trasę, tak aby przejechać choćby 40 km. Zostawiłem więc sympatycznie wyglądającą panią z policji i ruszyłem na Gołuń i Opluch. Tam skręciłem w lewo na Kościerzynę. Zdecydowałem, że zrobię sobie malutką pętelkę i śmignę do miejscowości Wielki Klincz. To jedna z Kaszubskich miejscowości, gdzie funkcjonuje podwójne nazewnictwo.


Mój dobry nastrój zepsuły jednak czarne chmury, które zebrały się nad moją głową. Jeszcze chwila i zaczęło mocno padać. Na szczęście padało dosłownie kilka minut. Przez rozkopaną drogę pojechałem na Podleś Wielki. Jadąc w kierunku głównej drogi dojechałem do miejscowości Sarnowy. Skręt w lewo na Toruń. Za kilka kilometrów znów skręt w tym razem w prawo i przez Nową Kiszewę, Olpuch i Gołuń dojeżdżam do Wdzydz Kiszewskich zaliczając 47 km. I tak powinien wyglądać rajd. Ale cóż... Nie można mieć wszystkiego. 

Komentarze