Piękne sobotnie popołudnie wręcz zachęcało do kolejnej w tym roku dłuższej wyprawy rowerowej. Wybrałem się w trasę, którą dość często pokonuję. Jednak do tej pory nigdy ona nie gościła na łamach mojego bloga.
Będąc małym chłopcem mającym może nie więcej jak 10 lat słuchałem opowieści mojego dziadka o partyzancie działającym na ziemi radomszczańskiej. Znany był on pod pseudonimem "Jasza". Z opowieści wiem, że jeździł na białym koniu. Jego śmierć była niepotrzebna jak zresztą wiele innych podczas tej okrutnej wojny. To od "Jaszy" zaczęło się moje zainteresowanie historią, które z czasem zamieniło się w pasję.
Ruszyłem z Radomska w kierunku Gidel. Po przejechaniu niespełna 10 km na wysokości miejscowości Wygoda skręcam w lewo. Na skraju lasu niewielki pomnik na nim dwie tablice. Pierwsza poświęcona ofiarom egzekucji dokonanych przez Niemców w 1943 roku. Druga dotyczy pacyfikacji wsi Wygoda dokonanej latem 1944 roku. Na liście ofiar Jakub Salnikow "Jasza". Chwila zadumy... Tak, to od niego wszystko się zaczęło.
Będąc małym chłopcem mającym może nie więcej jak 10 lat słuchałem opowieści mojego dziadka o partyzancie działającym na ziemi radomszczańskiej. Znany był on pod pseudonimem "Jasza". Z opowieści wiem, że jeździł na białym koniu. Jego śmierć była niepotrzebna jak zresztą wiele innych podczas tej okrutnej wojny. To od "Jaszy" zaczęło się moje zainteresowanie historią, które z czasem zamieniło się w pasję.
Serce się we mnie raduje, że mimo upływu lat władze gminy Gidle, miejscowa ludność wciąż pamięta o ofiarach niemieckiego bestialstwa.
Ruszam dalej. Dojeżdżam do Gidel. Zatrzymuje się na chwile przy miejscowym Sanktuarium i drewnianym Kościele w stylu gotyckim.
Robi się już późno jak na te porę roku. Jadę w kierunku miejscowości Zawada. Wręcz nie mogłem sobie odmówić przyjemności zwizytowania obiektu piłkarskiego miejscowej Warty, która za półtora miesiąca rozpocznie ostry bój o utrzymanie się w częstochowskiej klasie A.
Choć do pierwszego meczu z liderem LZS Mrzygłów zostało półtora miesiąca widać, że obiekt już teraz jest wręcz wzorowo przygotowany do rundy wiosennej. Linie wymalowane, płyta boiska gładka niczym stół do snookera. Brakuje tylko siatek i można grać. Tak patrząc na ten obiekt przypominam sobie, że mając nie więcej jak 5 może 6 lat byłem tutaj na meczu. Tak, tak. To już około 30 lat od mojego pierwszego wyjazdu. Ale co to był za wyjazd! Od razu derby - miejscowej Warty z Pogonią Kłomnice. I choć tyle lat minęło ten obiekt w ogóle się nie zmienił. Blaszane budki dla zawodników. I opony samochodowe okalające boisko tak charakterystyczne dla malutkich ośrodków piłkarskich z minionego systemu politycznego.
Czas ruszać dalej. Docieram do Kłomnic. Jeszcze niecałe 20 km prostej drogi i jestem w domu.
Komentarze
Prześlij komentarz