Uzdrowiskowa ścieżka zdrowia

Plan na dziś był w miarę prosty. Próbujemy zrobić pętlę po beskidzkich uzdrowiskach. Jakoś nie uśmiechało mi się jechać drogą krajową z Nowego Sącza do Krynicy Zdrój. W związku z powyższym pojechałem nieco dłuższą ale zdecydowanie bezpieczniejszą trasą. Podobnie jak wczoraj śmignąłem na Binczarową. Następnie skręt w prawo w drogę wojewódzką. Na szczęście nie było na niej zbyt dużego ruchu w związku z powyższym jechało się w miarę dobrze. Po drodze jedynie w miejscowości Berest czekał mnie kilku kilometrowy podjazd. Nie było momentów ostrych nachyleń terenu w związku z czym wystarczyło się jedynie wspinać najwyższy punkt. Potem zjazd w dół. Przebitka przez drogę krajową i śmigamy na Krynicę Zdrój. Tu ruch zdecydowanie większy. Ale szczęśliwie udało się dojechać. 

 
Sama miejscowość już na wstępie negatywnie mnie zaskoczyła. Długim fragmentem próżno było szukać choćby skrawka ścieżki rowerowej. A przebijanie się pomiędzy turystami do najprzyjemniejszych nie należy. Kiepsko wypadła również informacja turystyczna. Mówiąc krótko pracownik średnio przygotowany pod względem merytorycznym. Ale udało się dowiedzieć, że niedaleko zaczyna się trasa rowerowa AquaVelo. Nie ukrywam ucieszyłem się bo ze słów pana z informacji turystycznej wynikało, że można nią dojechać aż do Piwnicznej Zdrój. I faktycznie jechało się super. Niestety zawsze musi być jakiś haczyk. Zwyczajnie zapomniano o tym aby zrobić rozjazdy do ciekawych miejsc. Przez to ominąłem drewnianą cerkiew w Powroźniku. Nim się zorientowałem to już byłem w Muszynie. Ta miejscowość pod względem rowerowym prezentuje się dużo lepiej niż Krynica Zdrój. Obok AquaVelo jest jeszcze Rowerowy Szlak Wód Mineralnych, który częściowo pokrywa się z pierwszym z wymienionych. Niestety i tu są mankamenty. Bo w natłoku szlaków też zapomniano o oznaczeniach jak np. dojechać do informacji turystycznej czy innych atrakcyjnych miejsc. Na dodatek przy jednym z podjazdów miałem problem z łańcuchem, który na szczęście szybko udało się rozwiązać.

 
Tak sobie jadąc częścią szlaku trafiłem na trudne odcinki gdzie trzeba było znosić Gwidona. W pewnym momencie jadąc szlakiem zauważyłem pracownika zabezpieczającego barierki. Zdziwił mnie samochód na słowackich numerach. Za kawałek wszystko stało się jasne. Rzeka Poprad po prawej ręce czyli przez przypadek znalazłem się na Słowacji. Co by nie mówić to szlaki rowerowe maja dużo lepsze od naszych. Na pierwszej kładce jednak grzecznie wracam do kraju. Ale przejechałem kawałek i szlak EuroVelo 11, którym jechałem wyraźnie prowadził na słowacką stronę. Niby zastawione, ale jeden z rowerzystów mówi, że jechał kawałek dalej i po naszej stronie szlaku po prostu nie ma. Krótka decyzja jedziemy na słowacka stronę. I tak wylądowałem miejscowości Maly Lipnik. Przejechałem kawałek i w Malym Sulinie kładką wracam na polska stronę. Co by nikt nie powiedział, że w dobie COVID 19 nielegalnie przekraczam granicę czy coś tam innego. Niestety po naszej stronie szlaku rowerowego brak. A na dodatek znalazłem się już za Żegiestowem Zdrój. Trochę szkoda, ale nie chciało mi się zawracać. W związku z czym musiałem jechać drogą wojewódzką aż do Piwnicznej Zdrój. Tam w informacji turystycznej pan Karol szczegółowo wyjaśnił mi jak jechać w kierunku Nowego Sącza. Mówiąc krótko nie ma to jak porządnie przygotowany pracownik. Przy okazji pozdrawiam panie Karolu mam nadziej, że znajdzie pan czas na przeczytanie tekstu. Generalnie po prawej stronie Popradu choć były odcinki, które trzeba było pojechać drogą krajową. Wszystko przez fakt, że szlak rowerowy cały czas się robić. Mimo wszystko od jednego mostu do drugiego udało mi się dotrzeć do Rytra. Kilometr ostrego podejścia do zamkowych ruiny. Wysiłek duży ale warto było. Widoki z zamku bajeczne. 


Co ciekawe ruiny zamku w Rytrze są dostępne dla zwiedzających bez opłat. Pewnie dlatego, że nikomu nie chce się zasuwać codziennie ostro w górę...
Z Rytra trochę jadę drogą, trochę szutrami przebijając się przez dwa mosty. W końcu jednak trafiam na odcinek EuroVelo 11, który nie jest w trakcie tworzenia. I od Barcic jechałem jak po sznurku. Warto dodać, że nie brakuje miejsc postojowych. Na jednym z nich spotykam dwóch panów, których poznałem wczoraj na szlaku. Była więc okazji do krótkiej rozmowy. 


W okolicach Starego Sącza EuroVelo 11 łączy się z VeloDunajcem i tak jadać szlakiem rowerowym dojechałem do Nowego Sącza. 

Komentarze