Mały tour wzdłuż Jeziora Rożnowskiego

Podczas wczorajszego etapu licznik rowerowy dokończył żywota. Nie było wyjścia. Trzeba było dziś zakupić nowy. Przez to opóźniła się moja dzisiejsza wycieczka. Zanim skonfigurowałem licznik, zamontowałem trochę czasu minęło. Prócz licznika zakupiłem sobie jeszcze nową torbę na drobne narzędzia. Z jej zakupem nosiłem się już dawno. W końcu nadarzyła się odpowiednia okazja. 
Ruszyłem z Nowego Sącza dopiero po 12:00. Było więc zbyt późno na jakieś fajerwerki. Pozytywnie zaskoczył mnie Nowy Sącz. Większość trasy po mieście można było pokonać wydzielonymi odcinkami. W pewnym momencie pojawiła się nawet trasa Velo Dunajec, którą jechałem parę ładnych kilometrów. Niestety trasa niespodziewanie skończyła się przy jednej z fabryk. Nie było wyjścia. Przebiłem się przez drogę główną i ruszyłem w górę na Kurów. Niby droga wojewódzka, ale jechało się w miarę spokojnie. Mozolnie kilometr za kilometrem. Raz długi podjazd, za chwilę zjazd w dół. Jadąc dość spokojnie dojechałem do Gródka nad Dunajcem. Tam zatrzymałem się na krótki postój aby zrobić kilka zdjęć. W końcu Jezioro Rożnowskie towarzyszyło mi już od paru ładnych kilometrów. 


Z Gródka ruszyłem na Rożnów czyli główny cel dzisiejszego nieco zmienionego etapu. Znów spora ilość podjazdów. Ale można powiedzieć, że powoli się z nimi zaprzyjaźniłem. Przez co dużo łatwiej niż wczoraj się jechało. Po dotarciu do Rożnowa skręciłem do centrum miejscowości. Oczywiście od autochtonów trudno było uzyskać informację gdzie znajdują się ruiny warowni Zawiszy Czarnego. Ostatecznie satysfakcjonującą odpowiedź uzyskałem w bibliotece. Skręciłem na zaporę i faktycznie po przejechaniu niewielkiego odcinka ukazały się resztki warowni. Podjechałem pod zaporę na Jeziorze Rożnowskim. Chwila odpoczynku i delektowanie się widokami. Miejscowi zachęcają mnie do rejsu statkiem po jeziorze. Pierwotnie nie miałem tego w planach. Ale w sumie za symboliczne 5 złotych rejs, dzięki którego zaoszczędzę nieco sił? Tylko czy zabiorą mnie z Gwidonem. Nie było z tym żadnego problemu. I w ten sposób znalazłem się w Gródku nad Dunajcem oszczędzając nieco siły na podjazd pod Kurów. Był też czas aby zrobić sobie jeszcze sesję zdjęciową. 


Potem jeszcze tylko zjazd i już jestem praktycznie w Nowym Sączu. Velo Dunajcem dojechałem do ruin zamku w Nowym Sączu i dalej do bazy noclegowej.  

Komentarze