Nałęczów bardziej Prusa niż Żeromskiego

Nocna burza schodziła nieco powietrze. Rankiem śmiało można było wybrać się na kolejny etap moich wojaży po pograniczu województw lubelskiego i mazowieckiego. Celem na dziś było uzdrowisko w Nałęczowie. Trasa do tego znanego kurortu nie jest zbyt długa, ale można się zaskoczyć. Usiana jest bowiem wieloma podjazdami, których średnie nachylenie sięga czasem i 8 procent. Niby nie dużo, ale jednak wymaga to już pewnego wysiłku. Po drodze na chwilę zatrzymuje się w Wąwolnicy. Jeszcze tylko parę kilometrów i już jestem w Nałęczowie.
To niewielkie miasteczko bardzo pozytywnie mnie zaskakuje. Punkt Informacji Turystycznej bardzo dobrze przygotowany na przyjęcie turystów. Można dostać mapę miasteczka z zaznaczonymi najważniejszymi punktami. Jak na turystę rowerowego przystało zwiedzanie rozpocząłem od Alei Gwizd Kolarstwa, która mieści się w Parku Zdrojowym w Nałęczowie.


Będąc w Parku Zdrojowym obowiązkowo trzeba odwiedzić miejscową pijalnię wód. Znajduje się ona w ładnym budynku, w którym nie brakuje popiersi osób związanych z Nałęczowem. Przy okazji nie mogłem sobie odmówić skosztowania czekolady Wedla.
W Parku Zdrojowym znajduje się pałac Małachowskich. Kiedyś było tam Muzeum Bolesława Prusa przeniesione dziś do dawnej Ochronki Stefana Żeromskiego. Skoro już jestem przy Bolesławie Prusie to przy wspomnianym pałacu znajduje się ławeczka Aleksandra Głowackiego. Nie mogłem sobie odmówić zdjęcia w tym miejscu. Wszak Aleksander Głowacki herbu Prus był członkiem Warszawskiego Towarzystwa Cyklistów. Można więc powiedzieć, że jesteśmy kolegami po fachu.


Opuszczając gościnny Parku Zdrojowy udaje się do Chaty Stefana Żeromskiego. Obok Prusa jest on drugim pisarzem związanym z Nałęczowem. W Chacie Żeromskiego mieści się niewielkie Muzeum, do którego akurat dziś wstęp był bezpłatny. Po krótkiej wizycie ruszam do Muzeum Bolesława Prusa. Podobnie jak to jest ono niewielkie ale z ciekawymi eksponatami. Z muzealnych tablic można się dowiedzieć, że Prus aż przez 28 sezonów z rzędu wakacje spędzał w Nałęczowie.
Z gościnnego i przytulnego Nałęczowa boczną drogą wśród cieni lasów jadę do Wojciechowa. Ta niewielka miejscowość słynie ze spotkań kowali. największymi atrakcjami miejscowości są Wieża Ariańska oraz kuźnia. Oczywiście jedno i drugie miejsce odwiedziłem.
Niestety w Wojciechowie zerwał się bardzo mocny wiatr, który będzie towarzyszył mi przez resztę etapu. Nie zamierzałem jednak skracać znacząco zaplanowanej trasy. Pojechałem więc bocznymi drogami do Poniatowej. Dalej w kierunku Opola Lubelskiego. Przed tą ostatnią miejscowością skręciłem na Puławy i mozolnie mierząc się z kolejnymi pagórkami i przeciwnym wiatrem pokonałem na dzisiejszym etapie 90 km.

Komentarze

  1. To nie przypadek! Jutro wybieram się w tamte rejony na ponad tydzień i myślę, że MUSZĘ zajechać do Nałęczowa. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze nigdy nie byłam w Nałęczowie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz