Mozolny tour z Puław do Radomska

Najbardziej nie lubię takich etapów, w których po drodze nic się nie zwiedza. Dziś akurat taki wypadł gdyż zwyczajnie trzeba było wrócić do domu. Nie chciałem wracać tą samą drogą, którą pokonałem w poniedziałek. Możliwości nie było jednak zbyt wiele. Postanowiłem więc choć pierwszą część etapu zmienić. Wczesnym rankiem pojechałem na Janowiec i dalej na Przyłęk. W miejscowości Mierziączka skręciłem w boczna drogę kierując się do krajowej DK79. Tą ruchliwą trasą przejechałem ledwie kilka kilometrów uciekając w prawo na Pcin. W tej ostatniej miejscowości przy spożywczaku zadałem sobie pytanie co ja tu robię? Ano jadę na Kazanów. Za chwile był skręt na Ranachów. Tylko po co skoro prosto też była ta miejscowości jak się później miało okazać. Tak czy inaczej wykręciłem 2-3 zupełnie niepotrzebne kilometry. W końcu dotarłem do wyczekiwanego Kazanowa. Stamtąd dojechałem do drogi wojewódzkiej na Skaryszew. Od tego momentu jechałem tak jak w poniedziałek. Mozolnie robiąc przystanki pokonałem Skaryszew i Maliszew. W drodze do Wierzbicy dogonił mnie jeden pan na kolarzówce, z którym jechałem ładnych parę kilometrów. Mój towarzyszysz w Wierzbicy pojechał na Starachowice a ja na Szydłowiec. Za Szydłowcem zaczęły się podjazdy. Szczególnie ciężki był ten pod Hutę. Niby niezbyt skromy ale kilka kilometrów pod górkę. Kiedy już go pokonałem pod Antoniów był kolejny. Tego Gwidon już nie wytrzymał. Nie wytrzymały przełożenia. Na szczęście udało się wszytko naprawić. Przed Stąporkowem znów pojechałem boczna drogą aby zmienić nieco trasę. Na rogatkach tej miejscowości przy kolejnym podjeździe znów przełożenia dały znać o sobie. Ale i tym razem udało się wszystko doprowadzić do stanu używalności. W Końskich robię dłuższy postój. 


Można było zjeść i ochłodzić się przy fontannie. Po dotarciu do Rudy Malenieckiej znów zaczęły się podjazdy. Kto choć raz tamtędy jechał rowerem to wiem o czym mówię. Kiedy pokonałem ten w Przyłankach wiedziałem, że teraz będzie już lżej. W Przedborzu ucinam sobie godzinnym panel dyskusyjny w sklepie u Arkadiusza. Dalej można powiedzieć już ostatnia prosta. Jeszcze tylko postój na małe co nieco przed Kodrębem i mozolnie kilometr po kilometrze dojechałem do Radomska. Wybrałem nieco dłuższą drogę tak aby dzień zamknąć wynikiem 229 km. Całą zaś moją sześciodniową wyprawę zakończyłem rezultatem 800 kilometrów.

Komentarze