Niedzielny relaks w Złotym Potoku

Może wielu z Was wyda się to bardzo dziwne, ale w tym roku nie pokonałem jeszcze jednego dnia dystansu większego niż 100 km. W poprzednich latach byłoby to nie do pomyślenia. Niestety wypadek spowodowany przez bezmyślnego kierowcę zrobił swoje. Choć na pierwszy rzut oka może wydawać się, że nic mi nie jest to jednak tylko pozory. Lewy łokieć wciąż mnie boli a i lewe kolano odzywa się po pokonaniu nieco większego dystansu. Nie zamierzam się jednak poddawać i dziś z kilkoma osobami ruszyliśmy w kierunku Złotego Potoku.
Na pierwszym odcinku do miejscowości Garnek jechaliśmy w sześć osób. Od Garnka już w piątkę gdyż pan Józef wybrał dziś nieco krótszą trasę na wyprawę. Ale chciałbym będąc w jego wieku jeszcze tak śmigać. Pełen szacunek za aktywny tryb życia.
Pierwszy dłuższy postój zrobiliśmy sobie w Przyrowie, który w tym roku świętuje 650 lat nadania praw miejskich. Jakich praw miejskich ktoś zapyta? Otóż Przyrów był kiedyś miastem, które straciło swoje prawa w wyniku represji po powstaniu styczniowym.
Od Przyrowa do głównego celu wyprawy dzielił nas już niezbyt długi dystansu. W Juliance zaczęło padać. Deszcz towarzyszył nam do samego Złotego Potoku. Na szczęście nie był zbyt uciążliwy i nie przeszkadzał w jeździe. Już w samym Złotym Potoku zrobiliśmy postój w zespole pałacowo-parkowym. W Dworku Zygmunta Krasińskiego mieści się obecnie Muzeum Regionalne. Żal, że powoli niszczeje położony tuż obok Pałac Raczyńskich. Wszystko przez brak porozumienia między skarbem państwa a spadkobiercami pałacu. 


Co by nie mówić to póki co widok na pałac jest całkiem ładny. Z parku już tylko rzut beretem do ciągu gastronomicznego gdzie mogliśmy delektować się miejscowym specjałem czyli pstrągami.
Żal było wracać, ale nie było innego wyjścia. W końcu zbierały się ołowiane chmury. Trzeba było wracać. W Przyrowie znów zrobiliśmy krótki postój aby zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia przy popiersiu króla Kazimierza Wielkiego, który nadał tejże miejscowości wspomniane prawa miejsce. 


Od Świętej Anny zrobiło się zimno a do tego zaczęło mocno wiać. W Garnku i Gidlach zrobiliśmy jeszcze postoje zastanawiając się czy zdążymy przed deszczem. Udało się i to chyba najważniejsze. Ale czy aby na pewno? Wszak dziś pokonałem ponad 108 km czyli pierwsza "setka" w tym roku zaliczona.
Na koniec podziękowania dla wszystkich, którzy brali udział w dzisiejszym rajdzie.

Komentarze

  1. Świetna wycieczka! My z mężem w ostatni weekend wybraliśmy się na dwu dniową wycieczkę. Po województwie lubuskim. Udało nam się nawet znaleźć bardzo tani nocleg Zielona Góra jest miastem z tyloma atrakcjami, że na pewno jeszcze do niego wrócimy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz