Przewrotny rok 2018

Plany na 2018 rok miałem dość ambitne. Niestety sporo z nich nie udało się zrealizować. Cóż jak mawiają klasycy "życie napisało taki scenariusz".
Czego nie udało mi się zrealizować w kończącym się roku? W pierwszej kolejności z uwagi na nową pracę musiałem odłożyć rowerową wyprawę dookoła Polski. Przesunięta w czasie została również wycieczka nad Wisłę, gdzie zamierzałem zwiedzić mnóstwo ciekawych miejsc. Zakładałem również pierwszą wyprawę na ziemie lubuską. Brak czasu sprawił, że i tę eskapadę trzeba było odłożyć na inny termin.
Można by zatem założyć, że ten rok był gorszy od 2017. Ale czy aby na pewno? W końcu pobiłem rekord przejechanych kilometrów w ciągu jednego roku. Poza tym odbyłem kilka wypraw, których nie miałem w planach. Nie ma więc co kryć. Przewrotny był to rok.
Początek 2018 roku do złudzenia przypominał 2017. Mimo, że zima nie była zbyt ostra na pierwszą wyprawę rowerową wybrałem się dopiero pod koniec marca. Tegoroczny sezon rozpocząłem od wycieczki do najbogatszej gminy w Polsce, aby podziwiać odkrywkową kopalnię węgla brunatnego.
Początek kwietnia to tradycyjna już inauguracja sezonu Klubu Turystycznego PTTK w Radomsku. Tym razem na pierwszą rybkę wybraliśmy się do Kuźnicy. Jeszcze w kwietniu dwukrotnie byłem okolicach Bąkowej Góry. Nieco lepszy był dla mnie maj. Udało mi się zawitać nad Zalew Sulejowski czy do podnóży Góry Kamieńsk. Odwiedziłem także kultowy już Garnek. A i na lody do Kamyka udało mi się pojechać.
Pod koniec czerwca przyszedł zaś czas na realizację pierwszej w moim życiu zagranicznej wyprawy rowerowej. Nie ma co ukrywać. Miałem w związku z nią mnóstwo obaw. Ale dziś z perspektywy czasu nie żałuję, że się na nią zdecydowałem. Na wołowej skórze nie spisałby tego co tam przeżyłem. I nie mam tu na myśli drogi w okolicach Żarkiwa, która w pewnym momencie się skończyła i trzeba było się przedzierać przez jakieś oczerety. Mam dużą satysfakcję, że w tym bardzo ważnym roku mogłem oddać hołd Orlętom Lwowskim. Zawitałem również do Zbaraża znanego głównie z sienkiewiczowskiego Ogniem i mieczem. Nie omieszkałem zawitać także do nieistniejącej już Huty Pieniackiej.
Lipiec podporządkowałem uczestnictwu w Europejskim Zlocie Turystów Kolarzy, który w tym roku odbywał się w Kurozwękach. Był on połączony z 67. Centralnym Zlotem Turystów Kolarzy. Pierwszy raz brałem udział w takiej imprezie. I muszę przyznać w pełni spełniła ona moje oczekiwania. I nie chodzi tutaj o paradę rowerową wokół Staszowa podczas której witali nas autochtoni. Najważniejsza była znakomita organizacja i trasy rowerowe. Każdego dnia była inna z trzema wariantami do wyboru. Mogłem więc po raz kolejny odwiedzić mój ulubiony zamek Krzyżtopór. Raczyłem się też pięknymi widokami Szydłowa. Wreszcie odwiedziłem choćby nieco tajemnicze Rytwiany czy Koprzywnicę, w której przygotowano dla nas prawdziwą ucztę. Ale i tak najmilej będę wspominał codzienne wizyty w miejscowości Raków, skąd dzięki uprzejmości pani Ani mogłem zdawać relację z rajdu na blogu.


Lipiec zaś zakończyłem mocnym akcentem. Pojechałem do Iłży aby zobaczyć ruiny miejscowego zamku. Mało brakowało a bym ich nie obejrzał. Na szczęście gospodarze okazali się wyrozumiali i mogłem wejść na zamkową wieżę. A po powrocie do domu okazało się, że ustanowiłem nowy rekord przejechanych kilometrów w ciągu jednego dnia. Od 25 lipca wynosi on 312 km.
Najważniejszym planem na sierpień była wyprawa w okolice stolicy. Chciałem zwiedzić dworek Marszałka Józefa Piłsudskiego. Niestety jest on w remoncie, który nie wiadomo kiedy się skończy. Odwiedziłem również były obóz zagłady w Treblince.
W połowie sierpnia zaliczyłem jeszcze dwie bardzo fajne wyprawy. Pojechałem do Olsztyna, który dawno nie odwiedzałem. Ruszyłem również do Tomaszowa Mazowieckiego aby zwiedzić Groty Nagórzyckie. Nie zdołałem ich odwiedzić w 2016 roku. Teraz to nadrobiłem.


Zupełnie niespodziewanie pojechałem w sierpniu nad morze. To była wycieczka w stylu tych nieplanowanych. Oczywiście w tym wypadku musiałem posiłkować się PKP, które trzeba przyznać jest coraz lepiej przygotowane do przewozu rowerów. Nie jest tajemnicą, że moim ulubionym miejscem nad morzem są okolice Jastrzębiej Góry, która jest moją enklawą. Kiedyś już to pisałem. Nad morzem mamy mnóstwo ciekawych miejsc do zwiedzenia. W tym roku objechałem Jezioro Żarnowieckie. Kilka lat temu miałem taki plan. Wówczas musiałem z niego zrezygnować ze względów pogodowych. W tym nie było żadnych przeciwwskazań. Wybrałem się także do Lęborka. To miasto zaskoczyło mnie bardzo ładnie odrestaurowaną średniowieczną zabudową. Skoro Morze Bałtyckie nie mogło się obejść bez wycieczki do Helu. Praktycznie od samej Jastrzębiej Góry mamy tam piękny szlak rowerowy.


Hel tradycyjnie pozytywnie mnie zaskoczył. Odwiedziłem Muzeum Obrony Wybrzeża, które oferuje nieco dłuższą przejażdżkę kolejką wąskotorową. Oddane do użytku są nowe pomieszczenia przy drodze głównej. Te zostawiłem sobie na inny raz. Oczywiście nie mogłem sobie odmówić rejsu Maszoperią, która zawsze zabiera w rejs również Gwidona. Ostatniego dnia nadmorskich wojaży pogoda się zepsuła, ale i tak odwiedziłem Groty Mechowskie. Zawitałem także do Sławutowa, gdzie znajduje się słowiańska osada. Znalazłem też czas na zwiedzanie Pucka.
Wrzesień upłynął mi głownie na wycieczkach z Klubem Turystycznym PTTK. Udało mi się także odnaleźć pomnik bohaterów spod Góry Borowskich zwanych piotrkowskimi Termopilami.
Końcówka roku była średnia udana. Rajdy do Borowna i Maluszyna to trochę mało. Nie ma jednak co narzekać. trzeba się cieszyć, że organizowane przeze mnie rajdy gromadzą sporą ilość miłośników jednośladów. A o to w tym wszystkim przecież chodzi.
Oczywiście bloga prowadzę także dla czytelników. Muszę się pochwalić, że po raz pierwszy mój blog znalazł się na liście "500 najpopularniejszych blogów podróżniczych w Polsce". Co prawda na szarym końcu ale jednak. To pokazuje, że moje pisanie ma sens.
Na koniec nieco statystyk z tzw. Social Mediów.
Social Media
Facebook - 282
Google Plus - 77
Twitter - 33
Jakie mam plany na 2019 rok? Niektórzy już wiedzą. Jeśli jesteście ciekawi co zaplanowałem sobie na ten nadchodzący rok zapraszam w to miejsce już jutro.

Komentarze

  1. Dobry, rowerowy rok którego gratuluję i życzę ciekawego 2019. Miszkam blisko Iłży i często przez nią śmigam - gdybym wiedział, może przejechalibyśmy parę kilometrów razem :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę jeździliśmy rowerami w tym roku po Laosie, ale nijak to się ma do twoich wypadów! Szacun !

    OdpowiedzUsuń
  3. Bogatego w kilometry Nowego Roku :) Niech Cię koła zaniosą w piękne miejsca!

    OdpowiedzUsuń
  4. Co się odwlecze to nie uciecze ;-))
    Oby plany na 2019 udało się zrealizować z pełną parą!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz